Wszyscy kochają szczeniaki. Są urocze. Są puchate. Są mięciutkie. Są słodkie w swojej nieporadności. Chłoną nowe wrażenia, niczym wysuszone gąbki. Uczą się z prędkością światła, a praca z nimi to sama radość. Podczas spacerów wywołują uśmiechy na twarzach przechodniów i zazdrość tych, których psy ów cudowny okres mają już dawno za sobą. Czy słusznie? Nie! Naprawdę nie ma czego zazdrościć. Posiadanie szczeniaka bardziej niż ociekającą lukrem reklamę znanego papieru toaletowego przypomina rzeczywistość okopów podczas pierwszej wojny światowej.
1. Miny i kałuże
Gambit wieczorem tuż po przyjeździe z hodowli zachowywał się jak anioł. Nic w tym dziwnego, bowiem ośmiogodzinna podróż samochodem skutecznie wyssała z niego wszystkie siły życiowe. Trudy życia codziennego ujawniły się dopiero następnego dnia, kiedy na spacery biegałam z nim tak często, że przez cały dzień nie opłacało mi się zdejmować butów, co wcale nie znaczy, że obyło się bez wpadek. Kałuże na dywanie pojawiały się właściwie co chwilę, a każdego ranka budził nas smród, bowiem szczenię ubzdurało sobie, że kupę należy robić nie na zielonej trawce, ale na dywanie w salonie (broń Boże na parkiecie!).
Tytania wszystkie te zawirowania znosiła z godnością, obserwując szczyla z wysokością kanapy. Pewnie nie muszę mówić, że fakt, iż na pierwszy spacer bez problemu może wyjść koło południa i na luzie wytrzymuje w domu nawet 10 godzin, gdy jest taka potrzeba wywoływał u mnie niemal łzy szczęścia.
2. Karma? Ściana? Buty? Pyszności!
Szczeniaki gryzą rzeczy. Jest to rzecz całkowicie normalna, bo przecież w okresie wymiany zębów swędzą dziąsła i w jakiś sposób muszą sobie ulżyć. Gambit nie jest w tym względzie wyjątkiem, nie była nim również Tytania, która ma na swoim koncie całkiem sporo zagryzionych na śmierć domowych sprzętów – głównie cennych, sprowadzonych zza Oceanu książek. Ów ciężki czas ruda ma już jednak dawno za sobą, więcej nawet – zdążyła nas przyzwyczaić, że buty mogą walać się na podłodze w przedpokoju, a kable kłębić pod biurkiem i mimo to będzie co założyć na nogi, a dostęp do Internetu nagle nie zniknie w tajemniczych okolicznościach. I tak żyliśmy sobie spokojnie w tym miłym domowym chaosie, aż pojawił się Gambit. Obecnie szafka na buty pęka w szwach, a jedynym obuwiem, jakie może pozostawać na wierzchu są – najwyraźniej uznane za niezbyt smakowite – kalosze. Kable w miarę możliwości zostały pochowane, podobnie zresztą, jak wszystkie inne rzeczy, na których chociaż odrobinę nam zależy. W ramach kompromisu młody dostał do obrabiania niewielki, drewniany stołeczek oraz morze rolek po papierowych ręcznikach. Dywan w salonie pewnie jeszcze długo nie będzie wolny od kartonowych strzępków, ale może chociaż jest szansa na działające ładowarki do telefonów i niepogryzione kable?
3. Biegnij, pańciu, biegnij!
Czy szczeniak wytrzyma w klatce tak długo, jak potrzeba? Czy wyje lub szczeka pod nieobecność właściciela, skutecznie psując przez lata układane stosunki z sąsiadami? Jak wiele sprzątania będzie po powrocie? Czy da radę wytrzymać do czasu wyjścia na trawnik, czy z radości na widok swojego człowieka natychmiast po wyjściu z klatki kolejny raz zasika dywan? Kiedy w domu pojawia się szczeniak każde wyjście z mieszkania bez psa oznacza stres i gonitwę myśli. W efekcie człowiek wiecznie się spieszy – z zakupów wraca bez połowy potrzebnych produktów spożywczych; z pracy biegnie sprintem tak szybko, że aż się za nim kurzy; wszystkie wyjścia do kina czy teatru odkłada na mityczne kiedyś, gdy szczenię wreszcie dorośnie. I wszystko tylko przez to, że zamarzył się nam szczeniak! Wszak pies dorosły pod nieobecność właściciela nie zajmuje się głupotami, ale swój czas poświęca na czynności najwyższej wagi. Na przykład spanie.
4. The devil you know
Tytania daje mi miłe poczucie pewności. Nawet, jeżeli pewne jej zachowania sprawiają mi problem to wiem, kiedy się ich spodziewać oraz jak im zapobiegać jeszcze nim ruda w ogóle o nich pomyśli. Podobnie, wiem w jakiej sytuacji świetnie sobie poradzi, a co może okazać się dla niej trudne. Tymczasem szczeniak to raz pudełko pełne niespodzianek, innym razem zaś prawdziwa Puszka Pandory. Gambit z nieziemską wręcz wirtuozerią gra mi na nerwach wywołując na zmianę łzy szczęścia i złości. Jak wtedy, kiedy dzielnie przespał 3,5-godzinną podróż pociągiem do Krakowa i nawet nie pomyślał o zostawieniu po sobie pamiątki w postaci kałuży moczu. Albo wtedy, gdy w tramwaju – do którego wkroczyłam z pewnością siebie godną Rambo, pamiętając jego fantastyczne zachowanie w PKP – piszczał przez całą drogą tak, jakbym co najmniej obdzierała go ze skóry. Codzienność ze szczeniakiem to pasmo niepewności. Nigdy nie wiadomo, na co akurat się trafi.
5. Kontrola? Co najmniej poziom milion
Wycieczka do lasu? Wspólne bieganie? Zabawa frisbee? Proszę bardzo, pod warunkiem, że czworonożnym towarzyszem w tych aktywnościach będzie dorosły, w pełni rozwinięty pies. Ze szczeniakiem nic nie można zrobić tak prostu – trzeba rozważyć, czy aby na pewno jest dostatecznie dojrzały fizycznie do danej zabawy, czy ilość bodźców nie okaże się dla niego za duża lub stresująca. Nie wystarczy jedynie powstrzymać się od potencjalnie niebezpiecznych (chociaż niewątpliwie niezmiernie pociągających!) rozrywek, szczeniak bowiem z pewnością znajdzie sobie jakieś zajęcie, którym może sobie poważnie zaszkodzić. Oczy trzeba więc mieć dookoła głowy, do tego chwytne i szybkie ręce, a głos niczym Trąba Jerychońska. Wszystko to jednak może okazać się niewystarczające: tak, jak wtedy, kiedy Gambit niczym strzała przefrunął przez salon, wbiegł na kanapę, z niej na klatkę Tytanii by następnie zeskoczyć na podłogę. W mgnieniu oka. Nawet nie zdążyłam na niego wrzasnąć.
Uwielbiam takie luźne wpisy 🙂 wiem, że szczeniaczki są słodziachne, kochane i w ogóle, ale zdecydowanie bardziej odpowiada mi dorosły pies. Generalnie dorosły kuma i ogarnia co się do niego mówi, wie to i owo i w ogóle jest prostszy w obsłudze (no chyba, że się go wcześniej nie wychowa). No i jest mniej ruchliwy, więc oko ma szansę się zakomodować na obiekcie 😉
Myślę, że każde rozwiązanie ma swoje dobre i złe strony. Szczeniak sika na pogłodę i potrafi nieźle dać w kość na starcie, ale jak się człowiek przyłoży, może wyrosnąć na naprawdę fajnego psa. Z drugiej strony, w przypadku dosorłego osobnika odpada chociażby ta nieszczęsna nauka czystości, która może być szczególnie problematyczna w wynajmowanym mieszkaniu.
Cieszę się, że macie szczenię a nie adoptowanego psa, jak kiedyś rozmawiałyśmy. Może to trochę samolubne, ale myślę, że z Twoim przemyślanym i logicznym podejściem możesz okropnie dużo zrobić z owczarkiem!
Zgadzam się ze wszystkimi punktami, mi najbardziej przeszkadzało zżeranie ścian i odrywanie paneli z podłogi.
Niestety Giro pierwszego dnia po przyjeździe z hodowli zrobił kupę na środku sypialni i wyrwał kabel od telewizora :p Hodowczyni dzwoniła jeszcze wieczorem z zachwytem opowiadając, jaki to spokój i ciszę mają teraz w domu! A Gira zabraliśmy pierwszego… :p
Dodałabym jeszcze pojęcie czasu- im go mniej (np przed pracą) tym bardziej szczeniak się w coś zaplącze, ma biegunkę, wymiotuje albo co innego mu się dzieje. O 4 nad radem się wydziera i skacze po wszystkim, jak człowiek wstanie o tej 7 szczeniak natychmiast idzie spać i zwija się w kulkę 😀
Tak mi się przypomniało – jak Tytania zaczęła demolować otoczenie i byliśmy wtedy jeszcze w regularnym kontakcie z panią Jadwigą (AKA hodowcą), dostałem od niej prośbę, żeby za demolkę robioną pod naszą nieobecność jej nie bić. Czyli i takie rzeczy trzeba ludziom mówić jak mają szczeniaka.
Ach, dziękuję za wiarę w moje siły! Dodam, że w poniedziałek zaczynamy kurs Podstawy obedience w Team Spirit pod okiem Patrycji Sztukarewskiej. Nie mogę się doczekać, chociaż mam też pewne wątpliwości, bo wszystko wskazuje na to, że Gambit będzie najmłodszym psem w grupie.
Giro to prawdziwa niszczarka była, a nie szczeniak – żaden z moich psów nie zbliżył się nawet do poziomu odrywania paneli z podłogi, masakra! Wcale nie dziwię się hodowcy, że chciał się go jak najszybciej pozbyć. 😉 A z tymi godzinami i czasem to totalnie prawda, jak się zostawi na wierzchu jakieś zabawki to około 3 w nocy się to na człowieku mści, bo szczeniak nagle stwierdza, że można sobie pokicać po mieszkaniu i porzucać zabawką o podłogę. 😛
P.- nigdy nie bilam Gira za demolowanie czy inne sprawy. Uważam, że dzieci i psów nie powinno się bić, raczej kontrolować i egzekwować swoje racje.
Oj tak, trochę dał nam w kość, ale odwdzięczył się zerowym parciem na ucieczki od szczeniaka (nie da się go zgubić) oraz bardzo, bardzo spokojnym przyjmowaniem długich godzin w klatce. Po wyrwanym gniazdku i zjedzonych tabletkach bałam się przez długi czas zostawiać go poza klatką i znosił to na prawdę dzielnie jak na taki wulkanik energii.
Mi nie chodizło o to że bijesz tylko że to ciekawe że hodowca (mój, w tym przypadku) wyraził taką prośbę – znaczy nie byłoby niczym dziwnym gdyby właściciel szczeniaka faktycznie go klapsami za takie szkody skarcił.
O rany! Padłam 😀 Wiem, że to zdecydowanie kwestia problematyczna, ale i tak nie mogłam powstrzymać szczerzenia się do monitoru 😀 Trzymam kciuki, żeby Gambit szybko doroślał. Wiem, że ze szczeniakami może być trudno, ale jednak wyłożenie kawy na ławę zdecydowanie zwala z nóg. Nigdy nie myśleliśmy o szczeniaku, chociaż z drugiej strony nie wiedzieliśmy z kim wrócimy z Palucha. Równie dobrze mógł to być i szczeniak. Nie wiem jakbyśmy sobie poradzili, bo w psich kwestiach byliśmy zieleni niczym szczypiory na wiosnę. Chociaż początki z Luśką do łatwych nie należały, rozumiem, że mogłobyć o wiele trudniej. Trzymajcie się! Dream team macie cudowny 🙂 (p.s. nowy blog czadowy jest 😉 )
Wygląda coraz poważniej i mam nadzieję, że za jakiś czas za zwiększającą się długością łap pójdzie zwiększone pofałdowanie mózgu. 😉
Z psami schroniskowymi jest jeszcze inaczej – to trochę loteria, nie wiadomo na co się trafi, jakie (czy w ogóle jakiekolwiek) pies objawi problemy po zamieszkaniu w nowym domu… Można tak wymieniać i wymieniać. Myślę też, że przy pierwszym psie każdy jest raczej zielony – najważniejsze to nie wmawiać sobie, że jest ok, tylko pogłębiać wiedzę, żeby pożegnać się z zielonością. 🙂
PS. Miód na moje serce. I P., bo on dłubał bardzo dzielnie!
Dużoooo w tym prawdy! Różne przejścia ze szczeniętami miałam w swoim życiu i rzeczywiście dorosły pies daje to „miłe poczucie pewności”.
Tylko czekać, aż przyjdzie u Gambita. Może jak śkończy rok już będzie dokładnie wiadomo, czego można się po nim spodziewać.
Szczeniaczki są dokładnie takie, jak mówisz w pierwszym akapicie, tylko u innych :D. Zawsze, jak ktoś weźmie sobie fajnego szczylka, to przez moment myślę sobie „jak mu zazdroszczę!”, a potem wracają wspomnienia… 😉 Gi na długo wyleczyła mnie z myśli o szczeniaku. Gdybym teraz chciała sobie sprawić nowe futro, to myślę, że nie byłoby problemu, czuję się już na to gotowa, ale jeszcze te 2/3 lata temu w ogóle sobie tego nie wyobrażałam. No i podobnie jak Ty, po wzięciu małej kulki inaczej spojrzałam na pierwszego, dorosłego psa. Nigdy wcześniej nie uważałam Tosi za tak ułożoną, mądrą i bezproblemową suczkę :D.
Haha, rzeczywiście, ja przez pierwszy tydzień doznałam dzikiego zachwytu Tytanią, tym jaka jest ułożona, wspaniała, mądra, tolerancyjna, spokojna, delikatna wobec małego potwora… Dwa pierwsze dni obecności Gambita w domu praktycznie nie zdejmowałam butów, tylko co chwilę latałam z nim na sika, a w przerwach tulałam Tytanię, wyznając jej miłość. 😛
Bo taka właśnie jest!
Wielka racja! Dlatego właśnie jestem zwolenniczką mniejszej ilości psów i za nic nie zrozumiem osób które chcą/mają dzikie stado i szczeniaczki co rok. Bleh.
Na dzień dzisiejszy wydaje mi się, że dwa psy to moje absoutne maksimum, chociaż P. zaczyna przebąkiwać coś na temat trójki jako optymalnej, słusznej liczby. Liczę jednak na to, że wybiję mu tę koncepcję z głowy.
Co dziwne mój pies jako szczeniak nie jadł nic – tak sam z siebie bez uczenia 🙂
Pomimo tych wszystkich minusów chciałabym mieć szczyla, bo mogę go wychować jak ja chcę….
Tylko się cieszyć, że rzeczywiście istnieją takie milutkie, szanujące dobra doczesne szczeniaczki!
Co do wychowania, ja co chwilę przekonuję się, że to nie do końca jest tak jak się chce – niestety, nie na wszystko mamy wpływ i wpajanie psu dobrych nawyków często idzie na marne dzięki „uprzejmym” przechodniom. 🙁
A ja nigdy za szczeniakami nie przepadałam. Podobnie jak za małymi dziećmi. Moją siostrę pokochałam dopiero, gdy miała 6 lat. Pierwszego psa wziełam, gdy ten miał juz 8 miesiecy. Teraz jestem w trakcie adopcji rocznego psiaka. Może duzo mnie omija w ten sposób, ale uważam, że po prostu szczeniaki nie sa dla mnie.
Najważniejsze, że wiesz co jest dla Ciebie. Nie ma nic gorszego niż źle do siebie dopasowani pies i jego człowiek. 🙂
To tak jak z macierzyństwem – o tym wszystkim strasznie szybko się zapomina! Uważam, że pal sześć szczyle, najgorsze są jednakowoż podrostki tak od 7 miesiąca do drugiego roku życia 😛 Nawet kilka miesięcy robi różnicę – widzę różnicę w wielu kwestiach pomiędzy Ru a Balem 🙂
Macierzyństwo raczej mnie ominie, więc trudno mi to czynić porównania. 😉 Zgadzam się, że okres psiego gimnazjum to istny koszmar i parę miesięcy, a czasem nawet tygodni może zrobić ogromną różnicę. Natomiast muszę powiedzieć, że Tytania była w porównaniu do Gambita szczeniakiem niesamowicie łatwym w obsłudze w tych podstawowych kwestiach – bardzo szybko przestała sikać w domu, nie urządzała dzikich pląsów z zabawkami po całym mieszkaniu, etc. Gambit w porównaniu z nią to dzika bestia. Dopiero (a jest z nami od końca czerwca!) udało się nam zredukować liczbę spacerów do 4 dziennie… Aż boję się myśleć co będzie, jak zostanie takim postrzelonym gimnazjalistą na czterech łapach.
„…najgorsze są jednakowoż podrostki tak od 7 miesiąca do drugiego roku życia.” O ile w tym prawdy!!! Marzę, żeby Luna miała już tak przynajmniej 5 lat 😀
Post rewelacja, lepiej bym tego wszystkiego nie ujęła 🙂 Nigdy więcej psa poniżej roku życia 🙂
Cieszę się, że się podoba. 🙂 A tam, szczeniaki są fajne, ale po prostu trudno je na początku opanować. 😉
Suka (obecnie 9 lat) miała trzy miesiące jak ją dostałam i była koszmarnym szczeniakiem, sikała na złość, szczekała, miała swoje humorki a adoptowany Tajson (obecnie około dwóch lat) miał ponad cztery miesiące i do dzisiaj jest jednym wielkim lękiem, biedny, krzywdzony i mimo, że teraz jest bezpieczny to minę boleści numer dwa potrafi zrobić bezbłędnie. Oj napracowałam się z tymi moimi szczeniakami 🙂
Hahaha, to mnie pocieszyłaś 😀 Ja spodziewam się maleństwa (w sensie szczeniaka, szczeniaka!) za „jakiś czas” i pieczołowicie się do tego przygotowuję – zaczęłam wychodzić z Morem wcześniej na spacery, staram się utrzymywać porządek i zaopatruję się w przeróżne gryzaki (serio, chyba nie ma takiego, jakiego bym nie miała 😛 Kong, kostki wszelkiej maści i twardości, grzechotki dla szczeniaków? prze barc!). Zdaję sobie jednak sprawę, że nie na wszystko można się przygotować i i tak szczenięctwo mojego agi-miszcza będzie dość ciężkim okresem dla nas wszystkich.
Moja sytuacja będzie podobna do Waszej, bo też posiadając kłapouchego psa „myśliwskiego” biorę pastuszka. Czy zauważyłaś bardzo dużą różnicę w usposobieniu obu stworków? 🙂 Wiem, że Tytania jest dość żywiołowym stworzonkiem, ale jednak pewna odmienność być musi, nie? 🙂 Jest coś, co baardzo rzuca się w oczy, pomijając cechy szczeniaczkowe? 😉
O, w takim razie, życzę powodzenia z wychowywaniem szczylka, oby rzeczywiście wyrósł na agimistrza. 🙂
Różnice pomiędzy Tytanią a Gambitem są kolosalne, a przypuszczam, że z czasem będą jeszcze bardziej wyraźne – można by o tym pisać i pisać. Chodzi głównie o odmienne podejście do świata, inaczej ułożone życiowe priorytety. Gambit kocha jeść (w przeciwieństwie do Tytanii), nie ma tak silnego instynktu łowieckiego – mogę komendą słowną odwołać go od pogoni za ptakiem (w przypadku Tytanii to niemożliwe, chyba, że frisbee…), nie jest tak wylewny do ludzi, ale jednocześnie bardzo skoncentrowany na mnie, wszędzie za mną łazi, śpi zawsze w trybie czuwania (Tytania nawet nie otwiera oczu, kiedy wychodzę z pokoju), bardzo lubi inne psy (Tytania na spacerze jest w swoim świecie i nie ma ochoty na kontakt z innymi psami).
Kurczę, chyba jestem jakimś odmieńcem, bo mnie urok szczeniaków nie bierze. Zdecydowanie wolę dorosłe psy, które już jako-tako są ogarnięte, ale wiadomo są i wyjątki. Każdy nowy pies to pasmo niewiadomych, ale szczeniaka bym nie chciała mieć. Jedyne co jest fajne w szczeniakach to to jak się zmieniają fizycznie i psychicznie, i jak te zmiany można zauważyć.
Ja natomiast ostatnio po spotkaniu z małym seterem angielskim doszłam do wniosku, że tęsknię za czasami, kiedy Tytania była szczeniakiem. 😀
Uu, odważnie. 😀 Ale chyba dwa szczeniaki na raz to za dużo.
Ja bardzo żałuję, że nie mogłam Fridy zobaczyć z czasów szczenięctwa, bo jestem ciekawa jak wtedy wyglądała i jak się zachowywała aby porównać to z obecnym stanem. 😉
Najlepiej usunąć dywan z domu na czas pierwszych 10-ciu miesięcy szczeniaczka hehehe 😀
Usunięcie dywanu nie wchodzi w grę z kilku powodów. Po pierwsze, to wynajmowane mieszkanie i nie chcemy, żeby psy porysowały pazurami drewniany parkiet. Po drugie, kiedy psy gdzieś biegną (do kuchni, do klatki, do drzwi, bo pńcia wraca) mocno się ślizgają – dywan jest właśnie tym miejscem, w którym czują się dobrze i stabilnie, na którym mogą chwilkę poszaleć, czy też ja mogę z nimi poćwiczyć. Obawiam się, że brak dywanu mógłby się skończyć kontuzją.
Jak ja to dobrze pamiętam. Moja Goya dopiero co skończyła rok, więc nadal jest małym, rozbrykanym wypłoszem. Podbiegnie do wszystkiego co wydaje dziwne dźwięki, do każdego zwierzaka, ruszającej się trawy i całej masy interesujących rzeczy. Jeżeli chodzi o niszczenie to zastanawiam się kiedy w końcu jej to minie. Wszelkie zabawki (i nie tylko) tracą u nas przydatność w kilka dni – mały rozpruwacz zniszczy każdą, która wpadnie w jej w pysk na dłuższą chwilę i bez kontroli człowieka.
A jeżeli chodzi o odwoływanie to na otwartym terenie wychodzi nam pięknie ale w ogrodzie, na działce mogę pomarzyć, iż mój psiak wróci – mogę wołać ile tylko wlezie, ale jeśli jest coś ciekawszego od swojego człowieka to pies ani drgnie! Mogę piszczeć, biegać, skakać i robić nie wiadomo jakiego dziwaka z siebie, a pies i tak będzie miał mnie daleko gdzieś.. Ale pracujemy nad tym, więc jest szansa *-*
Po prawie roku posiadania Terrora widzę jakie miałam szczęście. Że trafił mi się tak mało problematyczny egzemplarz.
Bo prócz sikania na pościele/obok maty to nic w domu nigdy nie zostało zniszczone. Nie mówię tu o np. chusteczce, która przy przepakowywaniu torebki wypadła na podłogę i po powrocie dziwnym trafem leżała w setkach części 🙂 Ale jeśli chodzi o dobra materialne, to Terror nie ma nic na sumieniu 🙂
Kiedy był jeszcze dzieciakiem to nie raz klęłam w duchu (za te zasikane rzeczy), co mi do łba przyszło że zamiast adoptować jakąś biedną duszyczkę ze schroniska wzięłam się za szczeniaka. A dziś… dziś wiem że mogłam trafić znacznie gorzej 😀
PS. Coś mi się tam u Kasi od Bohuna obiło, że wybieracie się do Wisły? Gambit z Wami? Może uda się złapać na jakieś pogaduchy 🙂 Bo jeśli chodzi o Tytanię myślę, że olałaby Terrora. Zbyt dostojna dama z niej. No ale taki Gambit i Terror… Pewnie nie pogardziliby swoim towarzystwem 😀
Ja przez pierwsze trzy dni w ogóle bałam się cokolwiek robić z Gambitem, bo jeżeli robił coś innego niż spanie to szczał… 😛 Także rozumiem aż za dobrze.
Co do Wisły, to oczywiście chcieliśmy jechać z dwoma psami (Gambit podczas startu poczekałby na nas w klatce w hotelu), ale niestety musimy z tej przyjemności zrezygnować, bo Paweł ma kontuzję kolana i zamiast zawodów czeka go wizyta u lekarza medycyny sportowej. 🙁
Zapomniałaś o kupie 😀 Chyba, że Gambit wybierał podwórze, Terror niestety upodobał sobie robienie „dwójki” wszędzie, dookoła maty. Dopiero po jakimś miesiącu zrozumiał, że mata to nie super zabawka do gryzienia rogów, ale miejsce na załatwienie swoich potrzeb 🙂
Szkoda, że nie jedziecie. Myślałam, że będzie okazja, żeby poznać się ‚face to face’ 🙂 Zdrowia dla Pawła 🙂
Nie zapomniałam, przecież piszę, że Gambit miał okres, kiedy każda kupa musiała absolutnie zostać zrobiona na dywanie w salonie. 😉
Dzięki! Mam nadzieję, że uda się nam gdzieś spotkać w przyszłym sezonie dogtrekkingowym.
Mój pies wynosi wszystkie buty poza zimowymi traperami mojego męża. Coś mu się tam nie podoba. Ale ja do tej pory muszę pilnować butów, mimo że pies już dorosły.
Idealny wpis! Zgadzam się ze wszystkim w 100%! Ja chociaż wracam do zdjęć małej Zony, to doceniam w niej to jak z dnia na dzień mądrzeje. A zaś gdy przypominam sobie te wszystkie rzeczy, które zostały opisane powyżej to uuu…
Uważam, że to powinien sobie przeczytać każdy kto ma zamiar sprawić sobie szczeniaczka – i myśli, że będzie uroczo 😉
Pozdrawiamy!!! 😉
Oj, tak, dorosły, stabilny pies jest nie do przecenienia. 🙂
Też tak myślałam, że dorosły pies to lepszy pomysł niż szczeniak, który sika itd. Zresztą miałam wcześniej pudla idealnego i sądziłam, że wszystkie takie są. Aż przyszedł mi do głowy pomysł wzięcia psa w wieku 4 lat rasy beagle. Myślałam, że będzie super, bo już odchowany itd. Jakie było moje zdziwienie co zastałam w domu po 5-10 minutach nieobecności w domu. Drzwi harmonijkowe x3 były wyrwane ze ścian wraz ze śladami pogryzienia plus mega duża kałuża sików. Wtedy dopiero zobaczyłam, że pies może się inaczej zachowywać niż poprzedni idealny pudel, którego zresztą miałam od małego. Oczywiście szybko chciałam go oddać, ale co by z nim wtedy było. Nikt by go nie chciał i by non stop zmieniał pewnie właścicieli. Od tamtego czasu minęły dwa lata – beagle Max ma 6 lat. Nie oddałam go, aczkolwiek musiałam się pogodzić z sikaniem pod moją nieobecność i wyciem do księżyca. Zaliczyłam kilka spotkań z behawiorystkami, ale niestety nic to nie wniosło. Więc jednak warto przemyśleć czy dobrym pomysłem jest adoptowanie dorosłego psa, którego później ciężko ułożyć, zwłaszcza z tak ciężkim i upartym charakterem jaki ma beagle. Pozdrawiam
P.S – może ma ktoś jeszcze jakieś pomysły jak można temu zaradzić, nadzieja umiera ostatnia 😉